Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

To téż, trzech groszy nie dałbym za to, że ktoś ostrogi te podsunął umyślnie, w celu ośmieszenia praojców naszych... Do czego to podobne!...
Kontuszowiec mówił głośno po polsku i giestykulował. Mówienie jego zwróciło na siebie uwagę, najprzód owéj pary z pod pomnika, która, wszedłszy w téj chwili, zatrzymała się na moment i poszła daléj, następnie czerstwo wyglądającego i prosto się trzymającego jegomości, który się zbliżył i po polsku przemówił:
— Panowie — rzekł — postrzeżenia czynicie...
— Co do tych ostróg... — odparł kontuszowiec. Licho wie, co to...
Katalog opiewa... potrzeba szukać pod numerem odpowiednim...
— Nie o to chodzi... Pan — tu skinieniem głowy na Lecha wskazał — utrzymuje, że są to ostrogi praojców naszych...
— Nie... — odrzekł jegomość, przypatrując się — to francuzkie, rycerskie z wieku XVgo...
— Acha!... — podchwycił kontuszowiec — a co!... Jam téż od jednego oka rzutu poznał, że to nie polskie... Od jednego oka rzutu, panie dobrodzieju...
— Pan taki w archeologii biegły...
— Thi... to jest... Znać się znam... ale nie zajmuje mnie ona wyłącznie...
— Szkoda... zauważył jegomość — pomógłbyś nam pan w klasyfikowaniu przedmiotów niektórych... Mamy tu, naprzykład, tabakierkę jednę z napisem i nietylko napisu odczytać, ale nawet wiedzieć nie możemy w jakim on języku...
— A!... — kontuszowiec na to, dłonie podnosząc z akcentem protestacyi — co do tabakier, to nie moja rzecz... tabakim nie zażywał nigdy...