Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

stawicieli płci obojéj i wieku różnego różnych narodowości, szczególnie zaś Anglików, Amerykanów, Rumunów i Moskali. Od czasu pewnego cztery te narodowości największy Szwajcaryi kontyngiens gości dostarczają. Moskale zwłaszcza, jakby ulegając prawu kontrastu, z kraju niewoli tłumami ciągną do krainy swobody i tak się w Genewie szczególnie zagnieździli, że pobudowali sobie cerkiew, mają swoję księgarnię, mają i czytelnię w któréj gromadzą się Gołosy, Ruskie Miry, Moskowskie Wiedomosti i inne organa polakożerczéj prasy. Lech dostał się pomiędzy tych wyswobodzicieli Słowian. Nie zmięszało go to, ani zraziło bynajmniéj. Zastósował się do nich w ten sposób, że się uzbroił w grzeczność niewyczerpaną, chłodną i do niczego nie zobowiązującą. Przy stole, w salonie, w ogrodzie spotykał ich ukłonem uprzejmym i trzymał od osoby swojéj w oddaleniu przyzwoitém; żeby zaś im nie ubliżyć, tak samo mniej więcéj postępował z przedstawicielami innych narodowości, z wyjątkiem jednego z Rumunów, który stał się dla niego przedmiotem studiów specyalnych, czynionych do spółki z jednym z synów Wielkiéj Brytanii. Anglik zwrócił jego uwagę na Rumuna i obudził ciekawość. Stało się to w czytelni. Lech przebiegał Journal des Debats, syn Albionu wgłębiał się w Times’a i nagle gazetę na bok odłożywszy, zaczepił bohatera naszego z całą powagą wygłoszoném pytaniem:
— Nie mógłbyś mi pan powiedzieć, ile w dniu każdym obywatel Bukaresztu wkłada na siebie funtów pomady?..
Nie wiem, panie... — odpowiedział Lech. Obywatela Bukaresztu znam mniéj aniżeli pan...
Anglik znów się wziął do czytania Times’a i po niejakimś czasie znów Lecha zapytał:
— Nie mógłbyś pan spółki ze mną zawiązać?..
— W jakim względzie?..