Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

— W tym, ażeby dójść dokładnie, ile pan Bukareszcianin zużywa pomady?..
— Chętnie... — odparł Lech — podaj mi pan jednak sposób dochodzenia...
No (nie)... — pokręcił Anglik głową, Wynalezienie sposobów należy do nas obydwóch, do każdego z osobna... Pan dochódź swoją drogą, ja dochodzić będę moją...
— Hm... niech tak będzie...
— Spółka więc zawiązana?...
— Zawiązana...
Anglik chrząknął, nogi wyciągnął i do czytania Times’a powrócił.
Lecha mimowolnie ciekawość ku Rumunowi pociągnęła; zawiązał z nim znajomość bliższą i znalazł w nim człowieka, wygadanego jak mało. Swada niezrównana! Nie było przedmiotu, o którym by rozprawiać nie umiał, szeroko ale powierzchownie, sposobem pamięciowym, frazesami wyuczonemi, markującemi zupełną umysłową czczość. Z tego względu, bardziéj jeszcze aniżeli ze względu pomady, było to indywiduum, przedstawiające się jako ciekawy do studiowania przedmiot. Rumuni w ogóle odznaczają się tém, że umiejąc wiele, nie umieją nic — umieją kurzawą w oczy ciskać. Stanowi to narodową ich właściwość.
Studium nad Rumunem zasłaniało Lecha od Moskali, którzy zresztą nie garnęli się do Polaka, zasłaniało go od Angielek, z których parę zwracało melancholijne spojrzenia na wcale obiecująco wyglądającego polskiego gentlemana, i pozwalało mu oddawać się studiowaniu procesu psychicznego, za pomocą którego wyraził się rozwój instytucyi szwajcarskich. Poznać pragnął, w szczegółach najdrobniejszych, drogę prowadzącą od niewoli do wolności. Otoczył się więc książkami, czytał, wyciągi czynił i wymykał się od czasu do czasu na którą