Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

botanika w zachwyt wprawić. Cedry libanu, sosny amerykańskie i olchy australskie mięszały zgodnie na gruncie europejskim szum liści swoich i sąsiadowały z innemi, nie mniéj osobliwemi drzewami i krzewami, trawami i kwiatami stanowiącemi dwór roślinny w odniesieniu do willi, pyszniącéj się kolumnadą i frontonem. Wjazd do niéj znajdował się od ulicy, która zachodziła ze strony przeciwnéj parkowi i oddzielała się od podwórza obszernego żelaznemi sztachetami, szeregującemi się z dwóch stron bramy, strzeżonéj przez dwa sfinksy kamienne. Podwórze było brukowane; w jednym onego kącie bił wodotrysk, otoczony sosnami olbrzymiemi.
Wewnątrz willi, w umeblowaniu, w upiększeniach, panował przepych gustowny, taki sam przepych, o jakim mówiliśmy w jednym z początkowych rozdziałów opowiadania niniejszego. Nie dziw: w wilii podgenewskiéj mieszkała niewiasta ta sama, z którąśmy zabrali znajomość w salonie petersburskim.
Jak tam zastaliśmy ją samą, tak i tu samą zastajemy, z tą jeno różnicą, że tam siedziała przy kominku, tu zaś przy otwartych na ścieżaj drzwiach parapetowych — tam patrzała na płomień, tu do patrzenia miała przed sobą wspaniały pejzaż, któremu za ramy służyły góry Juraskie, amfiteatralnie w dalekiéj piętrzące się perspektywie. Ubraną była nie wymyślnie ale z tém wyrachowaniem pewnéj siebie kokieteryi, co to o najmniej-szym nie zapomina szczególe. Nóżkę jedną opierała na poduszce, pełniącéj funkcyą stołeczka, i poruszała nią niekiedy — poruszała, znaczyła takt, który odnosił się zapewne do czystego, dźwięcznego i w wysokim stopniu artystycznego, nie dalekiego, ale też i nie bliskiego na skrzypcach grania. Możnaby powiedzieć, że granie to z sąsiedniéj dochodzi willi, gdyby willa najbliższa nie leżała więcéj niż o jeden kilometr odległości.