Dzień — poranek raczéj, godzina bowiem była około jedenastéj — był słoneczny i pogodny. Leman rozlegał się, jak olbrzymia szyba zwierciadlana, nosząca na sobie tu i ówdzie ruchome centki i smugi barwy ciemnéj, szaréj i białéj — były to łodzie, parostatki i łabędzie.
Piękna pani błądziła po dalekim widnokręgu okiem, w którém się zaduma przebijała. Spojrzenia jéj muskały powierzchnią wody i szły na góry, na śnieżne szczyty. Nie widać atoli było, ażeby ją te góry i te szczyty zajmowały; niekiedy zdawało się, jakoby uwagę na granie zwracała, lecz chwilowo jeno i, po każdém takiém posłuchaniu muzyki, przez usta jéj przesuwał się uśmiech, nacechowany lekkim cieniem szyderstwa. W stanie tym pozostawała tak długo, aż w dali, na drodze wzdłuż jeziora idącéj, ukazał się powóz spuszczony jednym koniem zaprzężony. Księżna sięgnęła ręką na malutki, perłową macicą misternie inkrustowany stoliczek i wzięła leżące na takowym binokle; skierowała binokle na powóz i odezwała się:
— Aa...
Powóz niebawem skrył się za parkiem; w kilka minut późniéj słyszeć się dał turkot na podwórzu.
W chwilę późniéj lokaj na tacy przyniósł kartę wizytową, na którą księżna zaledwie spojrzała, wnet rzekła:
— Prosić...
Wstała, zwróciła się i, zrobiwszy kroków kilka, podała do uścisku dłoń wchodzącemu bohaterowi naszemu.
Lech, stanąwszy przed nią, wzdrygnął się niby. W oczach jego błyskawicznym sposobem przemknęło zdziwienie. Wnet jednak nad zdziwieniem zapanował, przybierając na oblicze wyraz grzeczności światowéj. Zdziwienie atoli, acz chwilowe, sprawiło to, że w pierwszém przemówieniu wyprzedzić się dał księżnéj.
Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.