Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

zbytku swobody, nasza zaś zbytku niewoli... W was, panoszących się, czuć potomków narodu, co coś znaczył sam przez się i posiadał znaczenia swego świadomość, w nas widać ostatnie pokolenie pokoleń poprzednich, które znały tylko służbę czynowną i po za nią nic...
Czy mógł Lech zaprzeczyć trafności poglądowi temu? Dla nieubliżenia atoli gospodyni domu, wymienił zalet parę, cechujących moskiewską rasę i uważał za rzecz przyzwoitą zakończyć wizytę. Wstał.
— Co to panu?.. — zapytała księżna wnet.
— Pora na mnie mieć się ku odejściu... — odpowiedział.
— Czy tak panu u mnie źle?..
— O pani!.. uprzejmość twoja zachwyca mnie...
— Ale — podchwyciła — etykieta nie pozwala wizyty, pierwszéj zwłaszcza, przedłużać nad miarę... Wiedz-że pan, żem z etykietą rozbrat wzięła na czas nieograniczony... Chcę być raz przecie sama sobą, nie zaś lalką światową, zobowiązaną w każdéj chwili i na każdém miejscu trzymać się na linewce z ekwilibrycznym etykiety drągiem w rękach... Nie, nie chcę tego!.. — dodała z energią i zapytała: — Gdzie pan mieszkasz?..
Lech wymienił pensyą, na któréj się osiedlił.
— O dwunastéj jadasz śniadanie... na śniadanie więc chyba się spieszysz?..
— Nie, nie to... ale...
— Owóż to ale w cień wrzućmy — podchwyciła — i pozostańmy ze sobą dłużéj aniżeli na to etykieta pozwala... Konfiskuję pana na całych godzin trzy... zjemy razem śniadanie i po śniadaniu odwiozę pana... Pan fiakrem?.. — zagadnęła.
— Tak pani...