zwala. Policzki mu zapałały, w uszach zaszumiało. Wstał z krzesełka, na którém siedział, wyprostował się — chciał coś powiedzieć, lecz wyrazów stósownych nie znalazł, rzucił więc tylko Tameńkowi na odchodném pożegnanie:
— Bądźcie zdrowi...
Obrażona niesłusznie godność osobista to ma do siebie, że wywołuje zuchwałość, w odniesieniu do punktu, w który obraza ugodziła. Przytrafiło się to Lechowi. Tameńko nieświadomie udzielił mu ostrzeżenie; że jednak świadomie obraził, więc ostrzeżenie pozostało bez skutku, obraza zaś to sprawiła, iż Lech powziął postanowienie w tym jeszcze dniu udać się w odwiedziny do księżny, u któréj nie był tydzień cały. Było to za długo, jak na takie przyjęcie uprzejme, jakiego doznał za pierwszą wizytą. Nie mogło jednak być inaczéj. Wyszukiwanie Tameńki zajmowało mu czas cały, a to tém bardziéj, że na sumieniu miał odwrócenie ciosu od kniazia Gabarina. Tego nie dokazał; sumienie wszakże zaspokoił — zrobił wszystko, co w jego było mocy. Pozostawała mu rola pewnego rodzaju opiekuna, obowiązanego czuwać nad tą, któréj zawdzięczał wolność własną i spokój matczyny. Wdzięczność stanowiła podnietę i przyczyniała się potężnie do tego, że nie brał na uwagę udzielonego mu przez Tameńkę ostrzeżenia.
Powziąwszy postanowienie odwiedzenia księżny, pomyślał nad wybraniem godziny na wizytę. Za pierwszym razem był przedpołudniem, za drugim przeto wypadało jechać po południu. Spędzał więc czas jak zwykle: pracował trochę przed śniadaniem; po śniadaniu długą w cieniu platanu rozmowę z pomadowanym Rumunem prowadził; czytał gazety — i około drugiéj wziął się znów do pracy, z zamiarem przerwania takowéj o czwartéj, na którą zamówić kazał, nie fiakra już, jak poprzednio, ale remizę porządną, parokonną. Drobny ten szczegół nie jest bez znaczenia. Znamionował on wpływ
Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.