Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/88

Ta strona została uwierzytelniona.

Czech podziękował — ofiary nie przyjął: wymówił się tém, że sprowadzić sobie kazał nuty, po które pójść musi. Nasz bohater przeto przyodział się i ruszył.
Czech dobre na nim sprawił wrażenie — wrażenie, króre przez odbicie przechodziło na księżną. Maksyma pewna każe poznawać człowieka w przyjaciołach jego. Kto takich sobie dobiera przyjaciół, takim jest sam. Lacki świadczył o księżnie jak najlepiéj, a zarazem przedstawiał się takim, za jakiego go podawała ona; dziwakiem trochę. Dziwactwo przejawiało się we wzniosłéj utopii, zawierającéj się w pojęciu o zadaniu muzyki. Komuż to jednak co szkodziło! Z takiem o muzyce pojęciem, mógł ją uprawiać i doprowadzić do stopnia doskonałości najwyższego, mógł prześcignąć wirtuozów wszystkich. Posiadał po temu siły. Że się księżna na tém poznała, stanowiło to, w oczach Lecha, zaletę jednę więcéj śród tych, które ją zdobiły. Może być, iż do kategoryi dziwactw zaliczała ona i wstręt do orderu. Z jéj punktu widzenia, uważanie za dziwactwo wstrętu podobnego było rzeczą do usprawiedliwienia; z punktu widzenia Lecha nie było w tém dziwactwa ani trochę — za to jednak dziwaczną wydawała się mu ta rola pośrednika pomiędzy Polską a Rossyą, z jaką, jak się pokazywało, Czech gotów by był wystąpić przy pierwszéj sposobności.
— Jest więc sobie dziwakiem po trochę... — mówił Lech do siebie, myśląc o artyście. Księżna zna się na ludziach... trzeba z nią na baczności się mieć...
W rzeczy saméj trzeba było mieć się z nią na baczności, ale nie w tym względzie, jaki miał na uwadze bohater nasz. Chodziło mu o to, ażeby ona nic w nim do przyganienia nie znalazła, ażeby przedstawiać się jéj dobrze, ażeby — słowem — podobać się jéj. Już to był krok fatalny — już znajdował się pod czarem śpiewu Syreny.