Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

szyła; spojrzała tak jakoś dziko, drapieżnie, groźnie i dumnie, że Lech puścił ją i odsunął się od niéj — i doznał na chwilę uczucia takiego, jakby się znajdował w klatce, zamknięty, razem z tygrysem, albo z wężem grzechotnikiem. Nie śmiał się obrócić, ani oczu podnieść, aż usłyszał głos jéj srebrzysty słodyczy niewysłowionéj pełen.
— Patrzaj jak tęczowe promyki w wodnéj zasłonie igrają... jeden drugi ściga, łączą się i dzielą... Cudna światełek gonitwa...
Była to jedyna przykrość, jakiéj doznał na wycieczce bohatér nasz ze strony księżny. Przykrość ta tak krótko trwała i tak błyskawicznie przeminęła, że nie wiedział późniéj na pewne, ażali zmysł jego patrzenia nie uległ złudzeniu.
Powrócili nareszcie.
Ona odjechała na willę; on udał się na pensyą.
Na pensyi spotkała go niespodzianka nie koniecznie miła. Zastał listów kilka, a pomiędzy nimi jeden z poczty miejskiéj anonyme, napisany po rusku i zawierający w sobie co następuje:
— „O Lachy! Lachy! — odpychacie nienawiść, chwytacie się miłości. Pięknie to z waszéj strony, ale — czy wiecie dokąd was miłość zaprowadzi? Zwabią was czynownicy carscy w objęcia i poduszą. Ty Lechu, jak ćma w płomień, lecisz w objęcia miłości czynowniczéj. Szkoda ciebie.“
— To od Tameńki... — rzekł Lech.
Z zapałki ognia wydobył, w ogniu tym list spalił i popiół w kominek wrzucił.
Na pensyi przenocował. Nazajutrz o jedenastéj udał się na willę.
Z pojazdu wysiadając słyszał granie Czecha; zatrzymał się na ganku na chwilę nasłuchując i zadzwonił. Służący, który drzwi otworzył, spotkał go temi słowy:
— Jéj książęca mość nie przyjmuje...