Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

którego huk słaby stłumiły pojazdy turkotem... Mordercą była kobieta... Sprzątnięto ją wnet; że zaś mało kto wypadek ten widział, a kto widział, nie zrozumiał, więc śmierć księcia złożono na apopleksyą...
— Jakież to straszne!.. — odezwał się Lech.
— Tragiczne... Kobieta mordercą... Badania najsurowsze nie wycisnęły z niéj zeznania żadnego... brano ją na tortury...
— Na tortury?... — powtórzył Lech.
— Rzecz jawnie się nie stała, więc bez sądu jawnego obejść się było można... Chodziło jeno o dowiedzenie się, czy nie jest to sprawką spisku jakiego... Nie wydała nic, ani nawet nazwiska swego...
— Może wyda jeszcze... — wtrącił Lech.
— Nie żyje... zabiła się w więzieniu... przegryzła sobie zębami arteryę...
— Straszne... straszne rzeczy... Zawziętość i zaciętość taka!..
— Ha!.. nasi nie żartują... Ale — dodała — powtarzam zastrzeżenie tajemnicy absolutnéj... Książę umarł dotknięty apopleksyą... Każę za duszę jego odprawić panichidę w cerkwi w Genewie... Spodziewam się że pan przez przyjaźń dla mnie, będziesz na niéj...
Lech skłonił się na znak, że zaprosiny przyjmuje.
Podano do stołu. Przy obiedzie księżna wiadomości o śmierci męża udzieliła Lackiemu i nie mówiła o nieboszczyku. Zachowanie jéj cechowała powaga, która nie przeszkadzała téj bynajmniéj ze zwykłym apetytem spożywać dary boże, smakowicie przyrządzone i elegancko podawane. Bohater nasz za to, stracił apetyt zupełnie. Z wysiłkiem i trudem przełykał kąski, które do ust kładł, a czynił to dla tego jedynie, ażeby nie zdradzać pomieszania jakie w nim spra-