Ta strona została uwierzytelniona.
LXX.
Do cudu mknąłem ku górze.
Już, już... Tu‘m kładł się na łoże,
Marzyłem, myśląc: ja stworzę.
JĄ pokochałem w tej porze —
JĄ, cud stworzony! Mój Boże,
Czyż to jest jakie bezdroże?
Oboje tacym dorodni!
Duszyczkę jej się zapłodni —
Najczyściej i najczcigodniej.
Zapalę, wiedzy przymnożę,
Zajmę ją, świat jej otworzę —
Myślałem w twórczym ferworze.
Aż sam zająłem się od niej.
I zalśnił nam najdogodniej
Żar hymenowej pochodni!
Twórczość nam nie udowodni,
Że dopuścilim się zbrodni:
Lecz, twórco — w pierś się ubodnij!