Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/142

Ta strona została przepisana.

naturę uposażony, mógł był być idealnej przeciętności wzorem, ale którego nieopaczny indywidualizm i opaczność zrobiły tem, czem go tu widzimy — człowiekiem, że się tak wyrażę, opacznościowym. Ponury wizerunek tego wykolejeńca, jakkolwiekbym starał się w należytem pokazać oświetleniu, to jednak będzie to tylko cień, zarys nikły, echo echa wreszcie zaprzepaszczonych głębin jego skalanej opaczliwością duszy. Tem niemniej zgarnijmy w jeden kłąb, zogniskujmy wszystką ohydę szczegółów ujawnionych przez śledztwo; uszczknijmy te, że tak powiem, wyskoki widome niewidomych wynaturzeń stworzenia, które, niestety, wymagania i reguły językowe każą nam mienić bliźniem i ludzkiem; zbierzmy, jako zbiera śmietanę dobra gospodyni, zbierzmy, mówię, wszystek trąd, który wypłynął z na szczęście utajonych dla szerszego ogółu ran skancerowanego ustroju delinkwenta; rzućmy tę ropę na blejtram uwagi waszej, o sędziowie, i stanąwszy na podnóżu znieważonego prawa, obejmijmy ten obraz zgorszonym wzrokiem«.
Tu mówca swą istność w rozpatrywaniu win, co już się dawało spostrzegać, wprawną, kieliszkiem Romane conti zwilżył i prawą rękę z porozwidlanemi palcami wyprostowawszy, zakreślił nią, jakoby promieniem od wnętrz prawnych biegnącym, ćwierć obwodu koła i tak dalej mówił: