niem, jak siła ducha zrównoważonego, wytrawnie ustałego, przewodniczącym przy rozpatrywaniu win właściwego ducha moc kruszy i rozwalnia najzatwardzeńsze wnętrza odmieńców i zakamienialców niepokornych i hardych.
Wynaturzeniec drgnął. Coś ludzkiego przebiegło mu po twarzy, i ten odszczepieniec od reguł szczepu, ten paliwoda, wprawdzie mową, która się z buńczucznie potłukujących nawzajem i ku jednemu występnemu celowi biegnących wyrazów, lub z ogniw na jedną odszczepliwą myśl z brzękiem nanizywanych składała, ale, bądź co bądź, przemówił i rzekł:
— »O przeciętności przeciętna! O wodo, która się w winie gubisz i odbarwiasz, a żar jego tłumisz i rozcieńczasz wodniście! O ściętości! Toć żebym ja, ten i tamten, nim cośkolwiek zacznie, wprzód się oglądał, czy aby już inny robi rzecz tę samą? — życie‑by zmartwiało do dyabła i w lód się ścięło, o przeciętności!«
Dotknął nas.
— Siadać! Siadać! — krzyknęliśmy, w oburzeniu przeoczając, że arogant siedzi — A rozwój historyczny? — krzyczeliśmy — A spadkobranie? A przekazy czyli tradycya? A przykład? A model? A wzorowość?... Siadać!!!...
Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/160
Ta strona została przepisana.