Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/165

Ta strona została przepisana.

skończeniec poświęca sobie. Anachoreta idzie na pustynię; wandal pustoszy. Jeden ucieka od tłumu, by zdała pochutliwości swoje krzewić; inny tłumi w sobie tłum żądz, turba cupiditatum... Ale tłumić go może tylko żądzą inną... Wyzwolenie jest początkiem niewoli... Humor jest płaczem. Byt jeden«.
— Precz z nim!
— Poturbować go!
— Spustoszyć!
— W niebyt go!
— Wyzbyć się go!
— Pozbyć się!
— Nazbyt już się rozgadał!
Miara win przepełniła się. Dłużej nie mogliśmy już wytrzymać.
— Na ustęp! Na ustęp! — wołaliśmy, chcąc jak najprędzej ustalić winność winnego.
Przewodniczący zadzwonił w sosyerkę i zaraz poszlim w odosobnioną głąb lokalu sądowego i drzwi za sobą zamknęlim...
Gdyśmy stamtąd wrócili, postawy nasze wyrażały błogość, ukojenie i pewnego rodzaju majestat, jak po piłatowskiem rąk umyciu.
— Winny winien! — brzmiał wyrok naszemi ustami wielekroć powtórzony.