Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/204

Ta strona została przepisana.

— I znowu niedostateczny!
— Rzym nad Dunajem! ależ to okropność!
— Mój Boże, jakie one były gadatliwe te nauczycielki! Ale Klarcia tylko uśmiechała się. Przecież umiała już tyle: nie gnieść sukienki i trzymać się prosto!

II.

Gdy Klarcia wyszła z pensyi, ożenił się z nią pewien bogaty staruszek. Był to poczciwiec i taki przyjacielski! Sam lubił panienki młode i miał wielu przyjaciół, zwłaszcza młodych, gdyż młodzieńcy szanują starców.
Jeden z owych młodzieńców nie mógł prawie żyć bez dobrego męża Klarci. Często go odwiedzał. Klarcię także bardzo lubił. Nie dziwcie się, drogie dziateczki: przecież zawsze jeszcze trzymała się prosto i nie gniotła sukienki.
Pewnego razu Klarcia przyszła do mamy i powiedziała:
— Mamo, ja się nudzę.
Ale mama, jako niewiasta doświadczona, wiedziała, czego potrzeba kobiecie: trzymać się prosto, nie gnieść sukienki, a potem wyjść za bogatego staruszka. Więc tylko popatrzała na Klarcię, wzruszyła ramionami i wyrzekła: