Pominąwszy to, że kłaść się na brzuszku jest niegrzecznie i że tak robią tylko źle wychowane chłopczyki, niszczył on przytem ubranie i czas próżniaczo przepędzał. Było też na co patrzeć!... I czego on nie wymyślał, żeby się stać uprzykrzonym. Mamie zwłaszcza dokuczał ciągłemi pytaniami:
— Mamo, a jak grzmi, to co jest?
— To Bozia jedzie po niebie — mówiła mama tajemniczo.
— A jakie ma Bozia konie, kare czy siwe?...
Pękać doprawdy ze śmiechu, co on raz zrobił! W czasie burzy i ulewy wybiegł do ogrodu, przemókł do suchej nitki i zaziębił się. Mówił, że chciał zobaczyć, jakie Bozia ma konie. No, czy nie głupi bęben? Mama naturalnie zadała mu od »Katarzyna szczury łapie« do »Wilk wyje«.
Albo ni z tego, ni z owego, zapytuje Jasiek:
— Mamo, co to znaczy być dobrym?
— To znaczy, widzisz, hm... kochać Bozię i bliźnich.
— A czy reneta kocha Boga i bliźnich? co, mamo?
— A to utrapieniec!... jakże może jabłko kochać Bozię!
— Bo mama mówiła wczoraj, że reneta dobra.
— Widzisz, reneta nie ma duszy.
— A ja mam duszę, co mamo?
Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/213
Ta strona została przepisana.