Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/227

Ta strona została przepisana.

Przyszedł na świat w kraju gorącym, bujnym i kolorowym. Co za wola doli go tam rzuciła? czy ten kraj piękniejszy był nad inne kraje? czy wogóle one istnieją te inne kraje: zimne, złe i ubogie? — nad temi pytaniami by najmniejsza go dolegliwość zastanawiać się nie zniewalała. Kochał swoją samiczkę złocistą, i był od niej kochany; żadna gadzina pełzająca nie mogła mu szkodzić, bo on, Ptak, mieszkał w niebie, gdzie wszystkim dość przestrzeni nieobjętej, i światła, i wonności; czasem, kiedy wyfruwał wysoko, wysoko, widywał morze, do mgły lazurowej podobne... słowem, żył, był szczęśliwy i na tem koniec.
Pewnego dnia rozgniewał się na samiczkę, a to z trzech względów. Naprzód, zdawało mu się, że jego towarzyszka patrzy zbyt uważnie na jakiegoś pospolitaka, mającego bardzo żółto w dzióbie i sam dziób tępy aż do dziwactwa. To jedno. Powtóre, czuł się dotkniętym jej spokojną obojętnością, która była tylko