kwadry, fałszerze, cofańce, coups de roi, coups secs, coups massés, kwetscher’y i langiery.
Jeszcze jedna okoliczność rzucała światło na charakter hrabiego, wykazując nowy jego pukt styczny z wielkimi mężami. Hrabia nie mógł żyć bez poklasku. Lubił, żeby go podziwiano. Natura jego ekspansywna czyli »wypańszczona« nie była zdolna do polegania na swem własnem »ja«. Towarzystwo było dlań niezbędne, by przed niem błyszczeć. Był to żywioł jego konieczny. W danym wypadku brakowało mu tak zwanej przez bilardzistów »galeryi«. Cierpiał dużo z tego powodu i starał się brak ten uzupełnić, zwołując żonę, Telemaka i Astyanaksów. Ale to mu nie wystarczało, gdyż widzowie ci mało, albo wcale z grą nieobeznani, nie animowali jej, jak się wyrażał, dostatecznie. Mała Sophie, czyli Astyanaks pierwszy, na widok maszynek w bandach do oznaczania punktów, krzyczy:
— Patrz, patrz te małe rzeczy, co robią muzykę!
Marthe, czyli Astyanaks drugi, zauważa:
— O, tatuś wygrał. Wiesz, jak się trafi w kulę, to się wygrywa. Prawda, tatuńciu?
Tatuńcio robi karambol z kwadry, którego zawiłość przechodzi pojęcie Astyanaksów.
— Jakie one głupie — woła Telemak bardziej pojętny. — Niech one nie przeszkadzają.
Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/243
Ta strona została przepisana.