Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/268

Ta strona została przepisana.

zatoki między brzegiem a piaskami. W jednej takiej zatoce, odgrodzonej od koryta żółtym grzbietem mielizny, kąpie się dzieciarnia.
Przyodziewek jej niekłopotliwy. Stanowią go: kurtka o powierzchni wolnomyślnej, ułatwiającej koszuli a nawet ciału bezpośrednie zetknięcie ze słońcem, i majtki, o ile ten rzeczownik można stosować do dwóch nogawek z indywidualnością odrębną, nie ulegających rygorowi szelek i korzących się jedynie przed prawem ciężkości. Jedni składają te szmaty na bulwarku, inni na krypach, i hurmem skaczą w płytką do kolan wodę, biegają, nurzają się, szamocą i potrącają, wśród okrzyków, harmidru i wrzawy. Gwarne zamieszanie zwiększa jakiś pies, który biorąc snadź dzieci za dwunożnych pobratymców, naśladuje ich ruchy, albo też samodzielnie upędza się za jaskółkami i straszy je szczekaniem.
Na bulwarku mieści się galerya widzów — widzów przymusowych, mających narzucony sobie obowiązek pilnowania odzieży i niecierpliwie wyczekujących na chwilę przelania tej zaszczytnej lecz nudnej godności na swych zastępców; do widzów zaliczają się również i ci nieszczęśni, którym zabroniły się kąpać mamy. W liczbie tych upośledzonych wyróżnia się grupa trzech chłopców. Wszyscy trzej o białych, wyblakłych włosach, o twarzach bladych i mizernych, o dużych, smętnych