Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/27

Ta strona została przepisana.

prowadza do szaleństwa! Ale bodaj już lepiej żywić się okruchami, niż być jakąś zarazą i żeby nas klęto! Prawda, że są źli ludzie, którzy okruchów żałując, prześladują nas, tępią, no, ale to samoluby i truciciele i nie na nich świat się kończy. Zresztą nie przeczę: chmara much bywa namolna i nieznośna, jak każdy tłum, ale dla jednej osobnej muszki zawsze się znajdzie coś do podtrzymania życia, bez robienia przykrości innym, a zwłaszcza bez krwi żłopania!
I teraz prawdziwą męczarnią było dla mnie słuchać jego wywodów bzychicznych, i nie wiem, co mnie wstrzymywało, żeby nie zabrać się i nie odlecieć. Niezawodnie trzymała mię ta siła magnetyczna, jaką wywiera na nas coś bardzo odrażającego.
— Bzy­‑y­‑chika — mówił, rozwlekając wyrazy, bo miał ten brzydki zwyczaj, którego nabył przy śpiewaniu — bzy­‑y­‑chika polega na tem, że się na krowiej o­‑sobo­‑wo­‑ości siada, bzy... bzykaniem się ją rozm...m...marza i ryjkiem póty się mmm­‑a­‑aca, aż się krew znajdzie, a potem się wpi­‑i­‑ija i śśś­‑sie sss­‑sie.
To także gadanie! Nazywa naprzykład ciała stałe złem bezwzględnem. A więc i krowa, której do płynów zaliczyć nie można, jest też złem bezwzględnem. Jeżeli tak, to i krew, z krowy pochodząca, czyli eleuksir, jest