Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/36

Ta strona została przepisana.

jego myśli (jego, to jest byczka); to znów zechce za pomocą »obeznania się z rozwojem umysłowości« bydlęcej módz wyrazić swoje wezbrane uczucia; to będzie żądała, by, jak byk ryknie »kocham«, nie znaczyło to »pożądam«, tylko, że »twoje ideały i twoje cele są także mojemi«... Uważasz, takie niedorzeczne sprzeczności, które tylko mózg ukopyconego bydlęcia żeńsko­‑nijakiego rodzaju zdoła wymyśleć — zobaczysz. Już ja je znam, zęby na nich zjadłem... Inna znów ci powie, że chce się rozszerzać (czyli grubieć) i wysubtelniać... Nie bój się, rozszerzysz ty się przed ocieleniem i wysubtelnisz w moich trzewiach...
Tu Wilk zastanowił się na chwilę i rzekł.
— Idź no acan, może znajdziesz co w spiżarni, to przynieś: coś mi burczy po kiszkach na wspomnienie wysubtelnionej cielęciny.
Lis wyszedł i wrócił niebawem, niosąc w pysku glonek sera spleśniałego i trochę farfocli ze zdechłego na ochwat barana.
Wilk westchnął.
— O, kto ze łzami starych nie jadł flaków! — jak mówi poeta. — Czas jakiś w milczeniu chrupał twardy ser i z wykrzywianiem mordy dzłamał padlinę, wreszcie podjadł i widząc że Lis przestępuje z nogi na nogę, mówił dalej: