tonem raczej salonowca niż urzędnika, wyrzekł zachęcająco:
— Voyons, mes veaux, niech panie będą łaskawe... Tu się nie wymaga żadnych uczoności... prosto, szczerze, bez retoryki, bez szumnych komunałów, wszak to tak łatwo. Co robiłam, co robię, co będę robiła? Piłam mleczko, piję mleczko, będę piła mleczko. Co myślałam, co myślę, co myśleć będę? Myślałam, żem ładna, myślę, żem ładna, będę myślała, żem ładna. Dalej, proszę...
Żarcik przyjęto miłymi śmieszkami, niektóre cielęta zapłoniły się. Lis dotknął łapką najbliższej ślicznej białoszki.
— No, może ty, milutka, mi powiesz?
Ta, ośmielona, rumieniąc się trochę i trochę blednąc, naprzemian, zaczęła:
— Wiadomo, że życie cielęce składa się z epok i z ideałów, które wszczepiają w nas pasterze, jeden to, drugi tamto: wszystkim trudno dogodzić. A krowy‑matki wszczepiają w nas kokieteryę i zamiłowanie fraszek. Więc czego można się spodziewać rozsądnego od istoty zatrzymanej w rozwoju umysłowym w czasie dzieciństwa? Dążenia rozsądne wolno wygłaszać cielęciu jako materyał konwersacyjny. Co do naszej woli i osławionej głupoty, to nie jesteśmy oponentne z zasady, mamy duszę i chcemy być przekonanemi, i jesteśmy
Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/43
Ta strona została przepisana.