Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/65

Ta strona została przepisana.

chrzęst pracowitych jarzem, psia opieka... A tu?... Ja, stary, prześladowany stad płoszyciel, krwi żądny i zemsty przeciw wszystkim oborom świata...
Wilk przerwał, by odsapnąć.
— O, mów do mnie jeszcze — szepnęła Fikarya.
— Więc tak bardzo mnie kochasz, bardzo?
— Więcej niż kochać wolno...
— Jakto, tylko tyle?
Fikarya zarumieniła się mocno.
— Mów, co mam robić?
— Dobrze. Widzisz tam ten kamień? Rozpędź się i uderz weń głową, tylko śmiało — jam z tobą.
Cielę bez namysłu rozpędziło się, i za chwilę leżało już, ciche, z rozłupanym czerepem.
— Hej tam, Lisie — krzyknął Wilk — bywaj acan!
Zaczęła się orgia.
Spożywszy parę kęsów biednej Fikaryi, Wilk spojrzał na Lisa i rzekł:
— Subtelne.