niezdatnych?... Ciepły artykulik, wzmianka prosta, później rozumowana, serdeczna i fertig. O, druk wiele może! Czy wiesz, dziecko — daruj mi tę poufałość, ale mój wiek, pozycya... — czy wiesz, że cokolwiek napiszę, wszystko idzie do druku i wszystko się czyta... Nawet niektórzy wycinają sobie moje kawałki i chowają! Co?
— Dziwne — rzekła purchawka, nie wiedząc, jak ma się na to zapatrywać.
— Jakto dziwne? Raczej naturalne — krzyknął autor wycinanych kawałków.
— Naturalnie — zgodziła się purchawka, której było wszystko jedno. »Badawista« odczuł ten niedowład zajęcia purchawki i już miał się zmartwić, gdy nowa fala »badawizmu« podniosła się w nim i zmyła poczynającą się przykrość.
— Tak, naturalnie — rzekł. — Otóż, wracając do rzeczy... o czem to właściwie?... A jubileusik!... Tydzień, powiadasz, dziecko, liczysz? Istotnie, to trochę za mało. Ale, możeby dzień jeden przewlec i wycięlibyśmy sobie oktawkę urodzin, hę?... A propos, czy posiadasz jaki talent — powiedzmy — instrument?
— Nie rozumiem?
— Czy grasz na czemś rżniętem lub dętem?
— Ach, nie, nie gram. Mogę tylko puknąć, gdy mi kto na brzuch nastąpi, a i to nawet niezbyt głośno.
Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/82
Ta strona została przepisana.