Strona:PL Lemański - Proza ironiczna.djvu/99

Ta strona została przepisana.

którego już skutków zdrowotnych doświadczał król Ryszard Lwie­‑Serce, za czasów oblężniczych niestrawności pod Jerozolimą.
Skrzętne zastosowanie tych dwóch unarodowionych środków (stracha na wróble i enemy Lwiego­‑Serca) wróciło purchawce przytomność i trochę sił życiowych, ale niestety, zaufanie jej ku opiekunom, jak barwa zmiętoszonego motyla, uległo starciu.
Nawet najbliższy jej tu »grzeczny pan«, któremu zawdzięczała wydobycie z paki i otrzepanie z otrąb, nie mógł jej utraconej wiary w ogół przywrócić. Ważne jakieś obowiązki trzymały go na mieście, i w wypadkach wyżej opisanych udziału nie brał. Gdy wrócił, i purchawka z płaczem opowiedziała mu wszystko — i wyczerpujące nudy pytań, i owo targnięcie się na jej białość, wzruszył tylko ramionami i rzekł:
— Głupstwo barwa! Grunt — ciepło i serca bicie ku ogólnemu dobru. Ot, wiesz co?... ale zgadnij?... Familienszternostwo, na moje trzy słowa, urządzają dla ciebie specyalny raut — spe­‑cy­‑al­‑ny!... Cóż ty na to?
— Ach, takbym już chciała być na wsi... Raut?... Nie, nie pójdę.
— Pójdziesz — rzekł twardo rautoman. A gdy purchawka, niemile tą twardością zdziwiona, milczała, dodał: — Przedewszystkiem ogół.