Strona:PL Lenin - Co robić? (1933).pdf/103

Ta strona została przepisana.
«Źle jest — pisze on — kiedy tłum jest milczący, nieuświadomiony, kiedy ruch idzie nie od dołów. Popatrzcie tylko: studenci z miasta uniwersyteckiego rozjeżdżają się na święta czy na lato do domów — i ruch robotniczy staje. Czy taki ruchu robotniczy, popychany zzewnątrz, może być rzeczywistą siłą? Gdzież tam... Ruch nie, nauczył się jeszcze chodzić o własnych siłach i prowadzą go na pasku. I tak jest we wszystkiem: studenci rozjechali się — przerwa; wyrwano najzdolniejszych ze śmietanki — mleko skisło; aresztowano «komitet» — zanim tam powstanie nowy, znów zacisze; a niewiadomo jeszcze jaki komitet powstanie, może zupełnie niepodobny do dawnego: tamten mówił jedno, ten powie coś wręcz odwrotnego. Zatraca się łączność pomiędzy dniem wczorajszym a jutrzejszym, doświadczenie przeszłości nie służy jako nauka dla przyszłości. Wszystko zaś pochodzi stąd, że niema korzeni w głębi, w tłumie, że pracuje nie setka głupców, lecz dziesiątek mądrali. Dziesiątek zaś zawsze można wyłowić więcierzem, ale kiedy organizacja ogarnia tłum, wszystko idzie z tłumu — to niczyje wysiłki nie mogą zgubić sprawy» (str. 63).

Fakt są opisane wiernie. Obrazek naszego chałupnictwa całkiem niezły. Ale wnioski — godne «Rab. Myśli», i z nierozumu swego i ze swego nietaktu politycznego. Jest to szczyt nierozumu, autor bowiem miesza filozoficzne i społeczno-historyczne zagadnienie «korzeni» ruchu w «głębi» z techniczno-organizacyjnem zagadnieniem lepszych sposobów walki z żandarmami. Jest to szczyt nietaktu politycznego, gdyż zamiast apelować od złych kierowników do dobrych, autor apeluje od kierowników wogóle do «tłumu». Jest to taka sama próba ciągnięcia nas wstecz pod względem organizacyjnym, jak pod względem politycznym ciągnie nas wstecz myśl zastąpienia agitacji politycznej przez teror ekscytatywny. Doprawdy, odczuwam prawdziwy «embarras de richesse»,[1] nie wiedząc, od czego zacząć analizę gmatwaniny, którą częstuje nas «Swoboda». Spróbuję zacząć gwoli większej poglądowości od przykładu. Weźcie niemców. Sądzę, że nie zaprzeczycie, iż u nich organizacja ogarnęła tłum, wszystko idzie od tłumu, ruch robotniczy nauczył się chodzić na własnych nogach. A tymczasem, jak ten wielomiljonowy tłum umie cenić «dziesiątek» swych wypróbowanych wodzów politycznych, jak mocno ich się trzyma! W parlamencie zdarzało się niejednokrotnie, że posłowie wrogich partyj natrząsali się z socjalistów: «ładni demokraci! na gębę macie ruch klasy robotniczej — w rzeczywistości zaś występuje zawsze ta sama kompanja przywódców. Ciągle ten sam Bebel, ciągle ten sam Liebknecht, z roku na rok, całemi dziesiątkami

  1. Kłopot wskutek nadmiaru. Red.