Strona:PL Lenin - Co robić? (1933).pdf/125

Ta strona została przepisana.

poziomu ulotki fabrycznej. W «piśmie» powinniśmy mieć rewelacje nie tyle «drobiazgów», ile wielkich, typowych braków życia fabrycznego, rewelacje oparte na przykładach szczególnie jaskrawych, a tem samem mogące zainteresować wszystkich robotników i wszystkich kierowników ruchu, mogące istotnie wzbogacić ich wiedzę, rozszerzyć widnokrąg, zapoczątkować przebudzenie się nowego okręgu, nowej warstwy zawodowej robotników.
«Następnie, w piśmie lokalnem wszystkie sztuczki administracji fabrycznej czy innych władz można przyłapywać natychmiast na gorąco. A zanim tam taka wiadomość dojdzie do pisma ogólnego, dalekiego — już na miejscu zdąży się zapomnieć o tem co się wydarzyło: «kiedyż to było? — ktoby tam zapamiętał!» (tamże). Otóż to właśnie: ktoby tam zapamiętał! 30 numerów, wydanych w ciągu dwóch i pół lat, przypada, jak wiemy z tego samego źródła, na 6 miast. Wypada zatem przeciętnie na jedno miasto po jednym numerze pisma na pół roku! I nawet gdyby nasz lekkomyślny publicysta potroił w swem przypuszczeniu wydajność pracy miejscowej (co byłoby bezwarunkowo niesłuszne w zastosowaniu do przeciętnego miasta, albowiem w ramach chałupnictwa niemożliwe jest znaczne rozszerzenie wydajności) — to jednak otrzymamy zaledwie jeden numer pisma na dwa miesiące, t. j. coś zupełnie niepodobnego do «łapania na gorąco». A tymczasem wystarcza, by połączyło się dziesięć organizacyj lokalnych i by wyznaczyły one delegatów do spełniania aktywnych funkcyj, związanych ze zorganizowaniem pisma ogólnego — i wówczas możnaby było «przyłapywać» w całej Rosji nie drobiazgi, lecz istotnie wyróżniające się i typowe bezeceństwa raz na dwa tygodnie. Ktokolwiek jest obeznany ze stanem rzeczy w naszych organizacjach, ten nie może o tem wątpić. O przyłapywaniu zaś wroga na miejscu przestępstwa — jeżeli brać to poważnie, a nie jedynie jako piękne słówka — pismo nielegalne wogóle nie może nawet myśleć: to jest dostępne tylko dla ulotki, termin bowiem takiego przyłapania nie przekracza przeważnie jednego-dwóch dni (weźcie, naprzykład, zwykły krótkotrwały strajk albo pobicie w fabryce, albo demonstrację itd.).

«Robotnik żyje nietylko w fabryce, lecz i w mieście» — pisze dalej nasz autor, przechodząc od spraw poszczególnych do ogólnych z konsekwencją, która przyniosłaby zaszczyt samemu Borysowi Kryczewskiemu. I[1] wskazuje na sprawy «dum» miejskich, szpitali, szkół miejskich, żądając żeby pismo robotnicze nie pomijało milczeniem spraw miejskich wogóle. Żądanie to samo przez się jest piękne, ilustruje jednak szczególnie poglądowo tę beztreściwą abstrakcyjność, do

  1. W wyd. r. 1908 słowo «i» zostało opuszczone. Red.