i wszechogarniającą linję? I czy nie przeżywamy właśnie takiej chwili w naszem życiu partyjnym, kiedy mamy i kamienie i murarzy, a brak tylko tej widomej dla wszystkich nici, za którą wszyscy mogliby się uchwycić? Niech tam sobie krzyczą, że przeciągając nić, chcemy komenderować: gdybyśmy chcieli komenderować, to napisalibyśmy zamiast «Iskra» Nr. 1 — «Raboczaja Gazeta» Nr. 3, jak nam proponowali niektórzy towarzysze i jak to mielibyśmy zupełne prawo zrobić po tych wypadkach, o których była mowa wyżej.[1] Nie zrobiliśmy jednak tego: chcieliśmy zachować wolną rękę dla nieprzejednanej walki z wszelkiego rodzaju pseudo-socjaldemokratami; chcieliśmy, aby nić naszą, jeśli została przeciągnięta właściwie, zaczęto szanować za jej właściwość, a nie za to, że przeciągnięta została przez organ oficjalny.
«Sprawa zjednoczenia działalności lokalnej w organach centralnych obraca się w zaczarowanem kole, — poucza nas L. Nadieżdin — dla zjednoczenia niezbędna jest jednorodność składników, ta zaś jednorodność może ze swej strony być stworzona jedynie przez coś jednoczącego, ale to jednoczące może być wytworem mocnych organizacyj lokalnych, które obecnie bynajmniej nie odznaczają się jednorodnym charakterem». Jest to prawda równie szanowna i równie bezsprzeczna, jak to, że należy wychowywać mocne organizacje polityczne. Prawda — równie jak tamta — bezpłodna. Każde zagadnienie «obraca się w zaczarowanem kole, albowem całe życie polityczne — to niekończący się łańcuch złożony z nieskończonego szeregu ogniw. Cała sztuka polityki na tem właśnie polega, żeby znaleźć i mocno-mocno uchwycić za takie właśnie ogniwo, które najtrudniej będzie wytrącić nam z rąk, które w danej chwili jest najważniejsze, które najpewniej gwarantuje posiadaczowi ogniwka posiadanie całego łańcucha.[2] Gdybyśmy mieli brygadę doświadczonych murarzy, tak sharmonizowanych ze sobą w pracy, że mogliby bez nici kłaść kamienie tam właśnie, gdzie należy — (to wcale nie jest niemożliwe, jeśli mówić abstrakcyjnie), to moglibyśmy bodaj wziąć się i do drugiego ogniwka. Ale na tem właśnie polega nieszczęście, że doświadczonych i sharmonizowanych w pracy murarzy jeszcze nie mamy, że na każdym kroku kamienie kładzie się zupełnie napróżno, nie według wspólnej nici, lecz tak rozsypane, że wróg zdmuchuje je poprostu, jakby to były nie kamienie, lecz ziarnka piasku.
- ↑ W wyd. r. 1908 koniec zdania od słow.: «po tych wypadkach» został opuszczony. Red.
- ↑ Towarzyszu Kryczewski i Martynowie! Zwracam Waszą uwagę na ten oburzający przejaw «samowładztwa», «niekontrolowanej autorytatywności», «regulowania zgóry» itp. Zmiłujcie się: chce posiadać cały łańcuch!! Piszcie jaknajprędzej skargę. Oto macie gotowy temat do dwóch artykułów wstępnych w Nr. 12 «Rab. Dieła». (Uwaga ta została usunięta przez autora z wyd. r. 1908. Red.