bi i uciska jego samego na każdym kroku jego życia, a odczuwszy to, robotnik sam zechce, niepohamowanie zechce zareagować na to i wówczas potrafi — dziś urządzić kocią muzykę cenzorom, jutro demonstrować przed domem gubernatora, który zdławił bunt chłopski, pojutrze dać nauczkę tym żandarmom w sutannie, którzy spełniają funkcje świętej inkwizycji itd. Dotąd zrobiliśmy jeszcze bardzo mało, prawie nic nie zrobiliśmy, by rzucać w masy wszestronne i aktualne rewelacje. Wielu z nas nawet nie uświadamia sobie jeszcze tego obowiązku, lecz żywiołowo wlecze się za «szarą walką codzienną» w ciasnych ramach życia fabrycznego. W tych warunkach mówić: «Iskra» ma tendencję do pomniejszania wagi stopniowego rozwoju szarej walki codziennej w porównaniu z propagandą świetnych i wykończonych idej» (Martynow, str. 61)[1], — mówić tak, to znaczy ciągnąć partję wstecz, znaczy bronić i wysławiać nasz brak przygotowania, nasze zacofanie.
Co się zaś tyczy wzywania mas do czynu, to stanie się to samo przez się, skoro tylko będzie istniała energiczna agitacja polityczna, żywe i jaskrawe demaskowanie. Złapać kogoś na gorącym uczynku i nie czekając napiętnować wobec wszystkich — działa to samo przez się o wiele lepiej, niż wszelkie «wezwanie», działa to często tak, że później nie będzie można nawet ustalić, kto właściwie «nawoływał» tłum i kto właściwie wysunął ten czy inny plan demonstracji itp. Wezwać nie wogóle, lecz w konkretnem znaczeniu tego słowa można tylko na miejscu czynu, wezwać może ten tylko, kto sam i zaraz idzie. Naszą zaś rzeczą, rzeczą publicystów socjaldemokratycznych, jest pogłębiać, rozszerzać i wzmacniać oskarżycielstwo polityczne oraz agitację polityczną.
A propos «nawoływania». Jedynym organem, który przed wypadkami wiosennemi wezwał robotników do czynnego wmieszania się do takiej nie rokującej robotnikowi absolutnie żadnych namacalnych rezultatów sprawy, jak sprawa oddania studentów w sołdaty — była «Iskra». Natychmiast po ogłoszeniu rozporządzenia z dn. 24 (11) stycznia o «powołaniu do wojska 183 studentów», «Iskra» zamieściła artykuł na ten temat (Nr. 2, luty)[2] i jeszcze przed jakiemkolwiek rozpoczęciem demonstracyj wzywała wprost «robotnika, aby szedł na pomoc studentowi», wzywała «lud», aby otwarcie odpowiedział rządowi na jego zuchwałe wyzwanie. Pytamy wszystkich i każdego zosobna: jak i czem objaśnić tę znamienną okoliczność, że mówiąc tak wiele o «wzywaniu», robiąc nawet z «wzywania» specjalny rodzaj działalności, Martynow o tem wezwaniu nie wspomniał ani słówka? I czy wobec tego nie jest filister-