Strona:PL Leo Belmont-Rymy i rytmy t.1.pdf/410

Ta strona została przepisana.

Że w obroży, zaklęte zataczając koło,
Szczeka wesoło?“

A na to Burek: „Mościa pani wrono,
Co przechadzasz się z pompą pod liści koroną,
Powiem ci szczerze:
Ze słów mi twoich wieje przykry zapach buntu,
Fruwając lekkomyślnie w nadziemskim eterze,
Nie tknęłaś widać nigdy filozofii gruntu.
A zkąd wiesz, być może,
I ja rwałem niegdyś tę krzepką obrożę;
Może-m się dobrze skaleczył,
Gdy ogniwa łańcucha w szyję mi się wpiły;
Może-m już stargał siły,
Może-m się z marzeń uleczył?!
I wiem dziś, że pobrzęk łańcucha
Jest potrzebą psiego ucha,
Wiem, że głębokim, niezbitym pewnikiem
Jest ten, że przestrzeń podwórka
Mierzy się długością żelaznego sznurka,
Że obroża zwie się naszyjnikiem,
A naszyjnik nie może być duszy chorobą,
Skoro jest ciała ozdobą!
Wiem, i w dytyrambie śpiewałem przed panem,
Że buda i parkan to dobra realne,
A to, co jest za parkanem,
To, jak powiada Spencer, — jest niepoznawalne!
Więc może zechce pojąć Jejmość pani wrona,