Dziś kiedy grób mój już rozwarty czeka,
Gdy śmierć i troska mieszkają w mem łonie, –
Często w pamięci z szyderstwem dręczącem
Wzgardzonych kwiatów wieją na mnie wonie.
Szczególnie jeden z nich: ognisto – żółty
Bratek ten – sercu nie daje spokoju;
Żal mi, żem kwiatka owego nie zerwał:
Z dziką dzieweczką nie pił z uciech zdroju…
Pociecha jedna: że Letejskie wody
Nie utraciły jeszcze dawnej mocy,
Że głupie serce człowieka ukoją
Najsłodszym czarem zapomnienia nocy!
Słyszałem śmiech ich, widziałem pląsanie,
Badałem przepaść rozwartą pod niemi;
Słyszałem płacz ich, widziałem konanie, –
Śledziłem wszystko oczyma suchemi…
Za ich pogrzebem stąpałem w żałobie,
Aż na sam cmentarz zdążając posępnie,
Żadnego z tego sekretu nie robię,
Żem z apetytem jadł obiad następnie…
I naraz… teraz… do piersi stroskanej
Orszak umarłych postaci się wciska;