Strona:PL Leopold Blumental Nero.pdf/5

Ta strona została uwierzytelniona.




Siedziałem w swojej celce № 13 kwatrylionów trzysta trzynaście, na osiemdziesiątem siódmem piętrze nieba, w lewej oficynie, zajęty śpiewaniem psalmów, co dostarczało mi coraz nowszych i żywszych rozkoszy, gdy dano mi znać, że jakaś dusza pragnie się ze mną widzieć. Jakkolwiek gość zjawił się nie w porę, przecież stosując się do prawideł powszechnie przyjętej w niebie grzeczności, kazałem go wpuścić, przyprowadziwszy uprzednio do porządku estetyczne fałdy moich duchowych szat. Po chwili w celce mojej zjawił się cokolwiek nizki i nieforemny duch w gatunku zupełnie mi nieznanym dotychczas.
Przeszedł mnie jakgdyby prąd elektryczny, tak że aż podskoczyłem na krześle. Nie mogłem się mylić. W nieznajomym poznałem starego mojego psa Nera, który zdechł mniej więcej na rok przed moją śmiercią.
— Czyż to być może — zawołałem — Nero, czy to ty?!
— Pańskie zdziwienie ubliża mi — odpowiedział gość z wyraźnym akcentem niezadowolenia w głosie.
— Ale bo…
— Nie ma żadnych: „ale bo“ — mruknął. Głos jego przypominał nieco szczekanie, lecz był to już jakiś wyższy rodzaj szczekania, artykułowany, świadczący o wyzwoleniu się mówiącego z psiej materyi jaknajzupełniej.