— Kochasz mnie? — pytał z niepewnością w głosie, ale nie otrzymał odpowiedzi. Bezwiednie przyciągnął ją ku sobie i poraz pierwszy zbliżył usta do jej ust, na których w tej chwili zamarło ciche westchnienie. Przez park szmer przeszedł tajemniczy i wstrząsnął nimi do głębi. Chwyciła go za szyję i uścisnęła mocno...
Nagle zerwała się, jak wystraszona i pół słowa nie rzekłszy, uciekła od niego. On zdumiony tem stał, chciał biedz za nią, lecz głos jakiś tajemny wstrzymał go, przykuł do miejsca...
Rozdrażniony, smutny wznosił oczy w górę. Ponad wierzchołkami jodeł błyszczała gwiazda wieczorna, a z drugiej strony, ponad horyzontem, wytaczała się na niebo olbrzymia tarcza księżyca. Stał chwilę jak wryty. Fale poblizkiej rzeki szemrały pieśń, tę samą pieśń, którą syreny wabiły Odyseusza.
∗ ∗
∗ |
Wewnątrz dworku, w buduarze, który przepychem nie ustępował w niczem tego rodzaju zbytkom haremowym, przechadzała się niespokojnie tam i napowrót wyniosła, dumna i piękna kobieta. Od czasu do czasu zbliżała się do okna, śledząc kroki młodej swojej przyjaciółki, uganiającej po parku. Potem znowu wracała do ulubionego swego zajęcia. Zrywała bezlitośnie kwiatki w wazonach lub chwytała owady i obrywała im skrzydełka, myśląc przytem, czy to istotnie prawda, że piękność jej znika i że kończą się czasy jej podbojów i panowania. A nuż to już koniec... W rozkochanem kobiecem sercu może odtąd, miast miłości gnieździć się będzie rozpacz, ból... Może obok niej przejdzie każdy obojętnie i ani nie spojrzy. A przecie ona przywykła do hołdów i podziwiania.
Była szalenie zazdrosną o swoją przyjaciółkę, młodą i piękniejszą, jak wogóle zazdrosną była zawsze i nienasyconą, wskutek czego liczyła wielu wrogów w osobach byłych swoich powiernic i serdecznych druhiń.
— A więc zobaczymy — szepnęła do siebie przez zęby. — Zobaczymy, o tak!
To mówiąc, dobyła z weneckiej szkatułki duże brylanty, włożyła je w uszy, przewiesiła przez szyję bogatą kolię turecką z czystego złota, na pełną, pulchną rękę włożyła