— Dobrze, ale o ile znam stosunki, rodzina nie może zdobyć się na większą sumę.
∗ ∗
∗ |
W tydzień później powracał Conte Pietro Cianchi w biały dzień, w towarzystwie jednego parobka, od swojej pięknej narzeczonej i wpadł nagle w pułapkę opryszków. Parobek czmychnął, ile mu sił starczyło, Pietro zaś sam jeden wobec kilkunastu zbójów ani myśleć nie mógł o obronie i rad nierad, dał się pojmać i uprowadzić w góry.
Na drugi dzień zjawiła się Łucya Biandotti u jego rodziców i przyniosła list herszta, Palanza, w którym on oznajmiał, że młody Conte jest uwięziony i że go wypuści na wolność, jeśli mu złożą okup w kwocie trzystu tysięcy franków w przeciągu trzech dni. W przeciwnym zaś razie czeka go niechybna śmierć.
— Lecz skądże ty przychodzisz do tego listu? — zapytał Conte dziewczyny, która ze spokojem i dumą stała przed nim.
— Jakiś wieśniak z gór oddał mi go — odpowiedziała Łucya. — Bryganci wiedzą dobrze, że od pięciu lat prawie jestem przyjaciółką waszego syna, dlatego też zapewne zwrócili się do mnie.
— A czy ty potrafisz znaleźć Palanza — ciągnął dalej Conte — ażeby mu moją odpowiedź doręczyć?
— Kryjówki brygantów nie znam — odrzekła Łucya — ale człowiek, który mi ten list doręczył, wskazał mi pod przysięgą miejsce, gdzie w przeciągu trzech dni mam przynieść odpowiedź lub pieniądze.
Conte przechadzał się przez chwilę wzruszony, obserwowawszy badawczym wzrokiem Łucyi, wreszcie zawołał:
— Trzysta tysięcy franków jest zadużo, my możemy najwyżej sto tysięcy ofiarować.
— O, jestem pewna — zawołała Łucya — że bryganci zamordują waszego syna, lecz jeśli wy nie kochacie go do tego stopnia, ażeby go ratować, gdy jego życie narażone jest na takie niebezpieczeństwo, to spróbuję udać się do markizy Sembrioni, która jest jego narzeczoną, i z pewnością zechce swoimi pieniędzmi przyczynić się do okupu.