iście gladyatorskim, potem zdjął z ramion skórę niedźwiedzia i złożył u jej stóp.
— Oto masz zato, żeś się ulękła.
— Ależ ja się ciebie nie boję — odezwała się Saldona, a usta jej drżały bezwiednie.
— Tem lepiej, bo mi się bardzo podobasz, dziewczyno. Jak się nazywasz? Widzę cię poraz pierwszy...
— Saldona Wasili — odpowiedziała, spuszczając oczy.
Strzelec usiadł koło niej i objął ją ramieniem.
— Cóż to znowu? krzyknął Akanor, zrywając się. — To moja narzeczona!
— Twoja?
— Saldona potwierdziła skinieniem głowy.
— Co mnie to obchodzi? — mówił Pitrwa — jestem przyzwyczajony do tego, że zdobywam to, co mi się podoba, jeśli potrzeba, nawet gwałtem.
— Zobaczymy — odparł Akanor.
— Precz mi z drogi, młodziaku — krzyknął strzelec podnosząc się — jeśli ci życie miłe.
— Jesteś rabusiem!
— Nie, rabusiem nie jestem — odpowiedział Pirtwa — nie mam zamiaru zabić cię lub zastrzelić, lecz jeżeli nie zechcesz odstąpić mi dziewczyny, wówczas będziesz zmuszony o nią walczyć ze mną.
— O, nie ustąpię tak łatwo, jak ci się zdaje. Wybrałem ją sobie za żonę i wkrótce mamy się połączyć dozgonnymi ślubami.
— No, a czy sądzisz, że ja również nie chcę mieć jej za żonę? Jestem gotów włożyć na jej palec obrączkę ślubną, tak samo jak ty.
— Akanor odpiął topór od pasa, lecz Saldona stanęła pomiędzy obydwoma, wołając:
— Nie chcę, abyście się wobec mnie mordowali, jak zbójcy! Ty Pitrwa pierwszy oświadczyłeś gotowość walki zapaśniczej i ja się na to zgadzam. Zmierzcie się obaj, a który zwycięży, tego poślubię.
— Zgadzam się — odrzekł Akanor, odrzucając topór. Tak samo odłożył Pirtwa strzelbę i sztylet.
∗ ∗
∗ |
Podczas, gdy obaj zapaśnicy, złożywszy ręce na piersi, stanęli naprzeciw siebie, mierząc się złowrogo, Saldona