Było to w ostatnich dniach lata, kiedy pewien podróżny niemiecki, wedle ówczesnej mody artystycznej, nie koleją, nie nawet pocztą, lecz pieszo, z tłumokiem na plecach i kijem w ręku, wędrował pieszo przez Tyrol na południe. Przez jezioro Garda przeprawił się wędrowiec okrętem i dalej od Dasenzano szedł znowu pieszo drogą, wysadzoną białemi topolami do Werony, oglądając starożytny rzymski amfiteatr i grób Romea i Julii. Potem zwrócił się granicą Szwajcaryi a Włoch, przez prześliczne okolice, które łączyły z sobą romantyczne scenerye Północy z wdziękiem Południa.
Zatrzymał się nad brzegiem jeziora Como. Widok ogrodów włoskich wywierał na nim niesłychane wrażenie. Napatrzywszy się dowoli okolicy z pagórka, na którym przez dłuższy czas w cieniu cyprysów spoczywał, wszedł wreszcie do najbliższej osady i skierował swe kroki ku osteryi. Gospodarz, Giuseppe Skalza, widząc, że podróżny nie przybywa powozem z dziesięcioma kuframi, jak to czynią naprzykład Anglicy, ale pieszo, w dobrym humorze, przyjął go bardzo życzliwie i serdecznie.
Swobodny i wesoły podróżny usiadł na werandzie, ocienionej gęsto winogradem, jadł sardynki i śledzie z apetytem i, popijając mocne krajowe wino, przypatrywał się z lubością jeziorowi i jego okolicy.
Tuż pod jego stopami wiła się winna latorośl, błyszcząc dojrzałemi jagodami, jakby to były jakieś miluchne perełki, a dalej rozpościerało się wspaniałe jezioro, naokoło którego wznosiły się łagodne wzgórza, a na nich miła dla oka zieleń, tu i ówdzie lśniły w słońcu dachy domów, will i marmurowych pałacyków, w otoczeniu cyprysowych ogrodów i gajów. A ponad tem wszystkiem unosiło się czyste, pogodne sklepienie niebios, a złote promienie słońca słały się po widnokręgu jak jakaś światłość zaziemska.
Rozpakowawszy swoje manatki w przeznaczonym dla siebie przez gospodarza pokoju gościnnym, wybrał się pielgrzym, z kijem w ręku, w najbliższą okolicę na przechadzkę. Przecudowny krajobraz wywierał na jego duszy artystycznej niewysłowione wrażenie. Przyglądał się z rozkoszą nietylko kwiecistym ogrodom i parkom, ale i willom, powtarzając w myśli z tęsknotą zapamiętane poezye na temat miłości:
Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/78
Ta strona została przepisana.