Döhler potrząsnął głową, jakby chciał temu zaprzeczyć.
— Tak, tak przyjacielu — mówiła dalej cicho i smutno — jesteś zgubiony bezpowrotnie.
Muzyk zerwał się z krzesła, chwycił kapeusz i laskę i wybiegł. Biedna dziewczyna patrzyła za nim długo, potem ukryła twarz w dłoniach i poczęła cicho płakać.
∗ ∗
∗ |
Gdy o zachodzie słońca Döhler przybył do księżniczki, zastał ją oczekującą przed pałacykiem na marmurowej ławce.
— Byłeś pan u młodej dziewczyny, Niemki — ozwała się na powitanie, rzucając nań piorunujące spojrzenie.
— Tak jest, byłem.
— Pan więcej już tam nie pójdzie.
— Dlaczego?
— Dlatego, że ja nie chcę, że ja tak panu rozkazuję.
Döhler milczał. Wszystko się w nim burzyło na tego rodzaju absolutną tyranię, o której niedawno pojęcia nawet nie miał. Bronił się więc wszelkiemi siłami przed tą demoniczną kobietą, ale ona była silniejszą od niego i przyzwyczajona do zwyciężania.
— Pan jeszcze gryzie wędzidła — ozwała się po krótkiem milczeniu, z ironicznym uśmiechem — ale to panu nic nie pomoże. Mam pana w swojej mocy i gdyby szło o zwrócenie panu wolności, długo musiałabym się namyślać.
— Widocznie nie miała pani nigdy nic do czynienia z mężczyzną — odparł na to. Była to ostatnia próba oporu.
— Przeciwnie, mój panie, nigdy nie miałam przyjemności ujarzmiać słabeuszów, tak samo, jak przy spokojnem morzu nie lubię wsiąść do łódki, albo na łagodnego konia. Ja lubuję się w niebezpieczeństwach, w burzy i przeciwnościach. Jestem w swoim żywiole, jeśli wchodzę w kolizyę z obcą mi nieokiełzaną naturą. I strzeż się pan tylko poddać się zawcześnie. Przyniosłoby to ujmę memu zwycięstwu.
— Co panią popycha tak gwałtownie do wtargnięcia w moje życie?
— I pan się jeszcze o to pyta? Miłość, namiętność; świadomość, że pan jest genialnie uczuciową pokrewną