czej. I oto w całem mieście znalazł się tylko jeden śmiałek, nauczyciel gimnastyki, mężczyzna bardzo silny i zwinny.
Szmer podziwu przeszedł przez salę, gdy na arenie ukazała się wspaniała kobieta w trykotach, mająca zamiast fartucha skórę pantery, a tuż obok oczekiwał jej przeciwnik. Mimowoli przychodził na myśl obraz Brunhildy, królowej Islandyi, stojącej naprzeciw rycerza, niewiadomo tylko: Zygfryda czy Gunthera.
Zaczęła grać muzyka, jeden ze znanych sportowców, spełniający rolę jury dał znak i oboje przeciwnicy przystąpili do siebie. Asma ze swojemi błyszczącemi, jak ognie, oczyma, robiła wrażenie dzikiego zwierza, który znienacka zaczaja się na upatrzoną ofiarę. Nagle w okamgnieniu chwyciła zapaśnika i położyła go odrazu. To samo powtórzyło się jeszcze dwa razy.
Dziwne było u tej kobiety i zagadkowe to, że na arenie przed publicznością wyglądała jak istna lwica, jak demon jakiś potężny, a po przedstawieniu, podczas kolacyi, każdego razu była obojętna, zimna, prawie apatyczna i nie biorąca udziału w ogólnej zabawie. Wytworzył się wkrótce cały zastęp jej wielbicieli, lecz ona trzymała się zdaleka, pełna powagi i dumy, niedostępna dla nikogo. Raz tylko była trochę podniecona, gdy w towarzystwie ukazała się piękna śpiewaczka operetkowa, którą mąż jej począł kokietować. W spojrzeniach jej dostrzedz można było wówczas dziwny błysk, którym gotowa była zasztyletować kogokolwiek, ktoby godził na jej szczęście.
Pewnego wieczoru, gdy nie było przedstawienia, spotkałem przypadkowo Asmę, przechadzająca się w pobliżu teatru. Starannie zawelonowana i okryta długim płaszczem, przeszła obok mnie, jak anioł zemsty. Mimowoli zatrzymałem się, patrząc, jak skryła się za drzewo i utkwiła wzrok w kierunku alei. Poszedłem po chwili dalej i spotkałem niebawem jej męża. Prowadził pod ramię piękną diwę operetkową... I ci oboje nie poznali mnie. Wróciłem się i poszedłem powoli za gruchającą czule parką. Oboje nie przeczuwali niczego, nie widzieli, jak z za drzewa wysunęła się Asma i szła ich śladem w pewnem oddaleniu. Na widok tego przeszedł mnie dreszcz, taki sam, jak wówczas, gdy stała
Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/94
Ta strona została przepisana.