Strona:PL Leroux - Dziwne przygody miłosne Rouletabilla.pdf/68

Ta strona została przepisana.

gdzie snuły się dymy, to dogasały zgliszcza popalonych domostw pojedyńczych.
Podróżni usłyszeli nagle za sobą tentent konia, a Włodzimierz wydał okrzyk radości, rozpoznawszy w dali postać Candeura. Jeździec zbliżał się szybko, nie szczędząc wierzchowca. Toteż, gdy dopadł towarzyszów, koń Candeura zwalił się na ziemię. Candeur zeskoczył i rzucił się na Rouletabilla, krzycząc:
— Czy masz tekę z artykułami? Gadaj!
Otrzymawszy odpowiedź, odetchnął głęboko z ulgą i powiedział:
— Wyobraź sobie, śnił mi się Marko Wołoch. Przyszedł cichaczem w nocy i ukradł mi tekę. Budzę się, szukam... niema teki!... Wy odjechaliście także! Wpadłem w rozpacz. Jakże mogłeś mnie zostawić samego w tym dzikim kraju.
— Nad spoczynkiem twym czuwała cała dywizya wojsk bułgarskich! — odparł chłodno Rouletabille.
— Wiedziałem jednak, że, choćbyś mógł opóścić mnie, nie mogłeś porzucić swej teki z artykułami. Jak widzisz, nie straciłem wcale czasu na to, by was dogonić.
— Przykro mi, że zadawałeś sobie ten trud! — rzekł Rouletabille. Zresztą, nie będę cię już fatygował piastowaniem tej teki.
Nie będziesz fatygował? Cóż to znaczy?