później wchodził do przyćmionego pokoju, gdzie, ułożona wygodnie w fotelu, przyjęła go coraz bardziej zapadająca na zdrowiu staruszka.
„Ach! p. de Chagny! — zawołała, witając Raula serdecznie. — Niebo pana zsyła! Będziemy mogli pomówić o niej“.
Słowa staruszki odbiły się boleśnie w sercu Raula.
„Na miłość boską! gdzie jest Krystyna?!!“ — zawołał.
„Krystyna jest ze swoim dobrym duchem“ — odpowiedziała spokojnie p. Valerius.
„Jakim duchem? Co to znaczy?!“
„No z tym „Aniołem muzyki“.
Raul bez sił osunął się na krzesło. Nie wiedział, czy śni, czy też naprawdę widzi przed sobą tą siwowłosą staruszkę, wypowiadającą spokojnym, pogodnym głosem podobne niedorzeczności. Cały pokój zaczął z nim wirować.
„Ale nietrzeba o tem mówić nikomu,“ — przestrzegała p. Valerius, z dobrotliwym uśmiechem.
„Tak, tak,“ — mruknął oszołomiony Raul. — Może pani liczyć na mnie“
„O wiem, wiem, — rzekła staruszka. — Ale przybliż się pan do mnie, podaj mi ręką, tak jak dawniej, gdy byłeś dzieckiem i słuchałeś legend starego Daaé. Wszak wiesz, Raulu, że kochałam cię zawsze, jak syna. I Krystyna także kocha cię bardzo“.
„Krystyna bardzo mnie kocha — westchnął młodzieniec, którego myśl błąkała się uporczywie
Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/101
Ta strona została przepisana.