Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Opuściwszy brata po pośpiesznem spożyciu kolacji, Raul w wynajętym powozie kazał się wieźć do lasku Bulońskiego. Polecił stangretowi ukryć się za dużym gąszczem krzewów, wysiadł i niecierpliwem spojrzeniem rozglądał się dokoła.
Nie czekał długo. Powóz jakiś nadjeżdżał od strony miasta i, skręciwszy główną aleją, wolno posuwał się ku Raulowi.
Serce młodego człowieka zabiło gwałtownie. Przeczuł, że powóz ten wiezie Krystynę.
Powóz się zbliżał... Jeżeli to jest naprawdę Krystyna, skoczy i zatrzyma konie.
Księżyc świecił jasno. Gdy powóz był zaledwie o kilka kroków, Raul ujrzał w oknie bladą twarz kobiety.
Mimowolny krzyk wydarł się z jego piersi.
„Krystyno! Krystyno!...”
Nieprzytomny, oszalały skoczył naprzód. Lecz nie zdołał go powstrzymać! Powóz w galopie oddalał się; za chwilę już tylko niewielki, ciemny punkcik widniał na drodze.
Zawołał jeszcze raz: „Krystyno!...” Lecz odpowiedziało mu tylko echo. Pełnym rozpaczy wzrokiem spojrzał ku niebu, ku gwiazdom. Pochwycił się rękami za głowę, objętą jakby szumiącym płomieniem. Kochał i nie był kochany!
Czuł, że coś w jego sercu umarło: kochał anioła, który okazał się tylko kobietą! Ona sobie z niego zrobiła igraszkę! Jakże można mieć jasne, czyste oczy dziecka, kiedy się ma duszę kurtyzany!...
...Przejechała, nie zwracając uwagi na jego