Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/12

Ta strona została przepisana.

zajutrz po wypadku ze strażakiem — sama Sorelli, w otoczeniu wszystkich baletnic, złożyła na stole, w loży odźwiernego, podkowę, której wszyscy, z wyjątkiem naturalnie przybywających do Opery widzów, musieli dotykać przed stąpinięciem na pierwszy stopień schodów. Nieposłuszni mogli łatwo stać się ofiarami tajemnej siły, która opanowała cały gmach, od podziemi aż do strychu.
Wszystko to wyjaśnia niespokojny nastrój i lęk, które owładnęły baletniczkami tego wieczoru, kiedy wraz z niemi weszliśmy do garderoby Sorelli.
Zaniepokojenie tancerek wzrastało ciągle. W garderobie nastąpiło trwożne milczenie. Słychać było tylko szmer przyśpieszonych oddechów. Nagle maleńka Jammes odskoczyła z nieukrywanem przerażeniem w najdalszy kąt pokoju i szepnęła:
„Słuchajcie!“
Wszystkim rzeczywiście zdawało się, że za drzwiami coś zaszeleściało. Nie był to jednak odgłos kroków, lecz jakby szelest jedwabiu, ślizgającego się po podłodze. Potem wszystko ucichło. Sorelli starała się okazać odważniejszą od towarzyszek. Podeszła więc do drzwi i spytała głucho:
„Kto tam?“
Lecz nikt nie odpowiedział.
Czując na sobie wszystkie oczy, które śledziły jej najdrobniejsze ruchy, wzięła na odwagę i rzekła głośniej:
„Czy jest tam kto za drzwiami?“
„Ależ tak, tak, napewno tam ktoś jest, — potwier-