Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/145

Ta strona została przepisana.

Zemdlałam... Gdy odzyskałam przytomność, te same ciemności otaczały mnie jeszcze. Mała głucha latarka oświetlała tylko trochę brzeg kamienny fontanny, w której szemrała woda.
Leżałam na ziemi z głową wspartą na kolanach człowieka w masce, który z nadzwyczajną ostrożnością i łagodnością nacierał mi skronie zimną wodą. Odepchnęłam z obrzydzeniem te ręce, posuwające się po twarzy i zapytałam, drżąc cała.
„Kto jesteś? Gdzie jest „Głos“?“ Westchnienie głębokie było całą odpowiedzią. Nagle poczułam na twarzy ciepły jakiś powiew, czy oddech i dostrzegłam w ciemnościach, do których oko moje się już przyzwyczaiło coś dużego, białego. Czarny człowiek uniósł mię w ramionach i posadził na tej białej postaci. Radosne rżenie rozległo się wokoło. Zdumiona — wyszeptałam: „Cezar“. Zwierzę zadrżało. Czy uwierzysz Raulu, nawpół leżałam na dużem szerokiem siodle i poznałam w koniu naszego białego Cezara z „Proroka“.
„Czy przypominasz sobie jak niedawno rozniosła się wieść, że Cezar został skradziony z podziemnych stajen Opery. Słyszałeś pewno kiedy opowiadano o „Upiorze Opery“. Jemu to przypisywano to zniknięcie!“
Raul w milczeniu skinął głową. Był tak przejęty opowiadaniem Krystyny, iż słowa wymówić nie zdołał. Krystyna ciągnęła dalej:
„Cezar prowadzony przez człowieka w masce, szedł powoli i ostrożnie. Ja zaś zapadałam w dzi-