Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/147

Ta strona została przepisana.

towarzysz musiał je dostrzedz, bo szybko zdjął mnie z siodła i ruchem ręki oddalił Cezara, który zagłębił się w ciemnej galerii. Przez długą chwilę dochodził mnie głuchy tętent jego kopyt rozlegający się po kamieniach.
Człowiek w masce skoczył szybko do łódki i odwiązał ją, poczem pochwycił mnie i zaniósł do środka. Woda wokoło nas płynęła cicho, bez szelestu. Poprzez otwory maski widziałam przenikliwe jego spojrzenie, utkwione we mnie. Noc nagle zupełnie zapadła, gdy przybiliśmy do przeciwległego brzegu. Zaniesiono mnie na brzeg, odzyskałam trochę sił, więcpoczęłam wcłać głośno na pomoc. Ale nagle ucichłam, uderzona jakby obuchem, snopem jaskrawego światła, w którem się niespodziewanie znalazłam, uwolniona z dławiących mnie ramion.
Jednym skokiem zerwałam się i stanęłam na nogach. W pośrodku salonu, przybranego jedynie kwiatami i różnobarwnemi wstęgami, kwiatami artystycznie ułożonemi w złoconych koszach, takich, jakie często widywałam u siebie w garderobie, stał zamaskowany, okryty czarnym płaszczem, człowiek.
„Nie lękaj się Krystyno, — rzekł, — nic ci złego nie grozi“.
Poznałam tajemniczy Głos z Opery!..
Podskoczyłam ku niemu oburzona i zedrzeć chciałam maskę, pod którą się ukrywał.