Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/165

Ta strona została przepisana.

nym i nie wiem, gdzie zaczyna się sen, a kończy rzeczywistość. Czy ja naprawdę widziałem te straszne, ogniste oczy? Czy tylko moja podniecona wyobraźnia oszukuje mnie w ten sposób?...“
Zgasił świecę i położył się. Oczy zjawiły się znowu. Raul usiadł na łóżku.
„Czy to ty, Eryku?“ — zapytał odważnie. — Jeżeli to on, to kryje się na balkonie.“
Wyskoczył z łóżka, pochwycił rewolwer leżący obok na stoliku i pobiegł do szklanych drzwi.
Otworzył je ostrożnie. Prąd świeżego powietrza orzeźwił go. Na balkonie również nie było nikogo.
Raul roześmiał się głośno, powrócił do łóżka i zgasił świecę. Ogniste źrenice zajaśniały silniejszym jeszcze blaskiem pomiędzy łóżkiem a szybą drzwi, a może na balkonie?
Powoli, zimno Raul ujął raz jeszcze rewolwer, wymierzył spokojnie i strzelił!...
Mierzył powyżej trochę tych dwóch krwawo — złotych gwiazd, nieruchomie wiszących w powietrzu. Jeżeli gwiazdy te były oczami, kula rewolwerowa powinna była trafić w czoło.
W ciszy, panującej w domu, rozległ się ponuro głuchy łoskot strzała.
Na korytarzu zatętniły kroki, zabłysło światło.
Do pokoju, razem ze służbą, wpadł hrabia Filip.
„Co się stało, Raulu?“