Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/228

Ta strona została przepisana.

Ognisty kształt tymczasem posuwał się ku mm zwolna, lecz ciągle.
„Wysłał nam to może dlatego aby nas podejść łatwiej ztyłu, — szeptał Pers do ucha Raula. — Niewiadomo teraz skąd nam może grozić niebezpieczeństwo! Znam wiele jego szatańskich sztuczek, ale z tą się nie spotkałem. Uciekajmy! bądźmy ostrożni... Pamiętaj pan o ręce“...
Szybko biec zaczęli wzdłuż krętego, ciemnego korytarza, który otwierał się przed nimi.
Po kilku chwilach, które zdawały się im być wiekami, Pers przystanął.
„W te strony rzadko zagląda, — rzekł oglądając się poza siebie. — Ten korytarz nie prowadzi do jeziora, ani do jego mieszkania. Ale może domyśla się, że go śledzimy“? — Pers zamilkł cofnął się zdumiony: o parę kroków ujrzał nieruchomą, ognistą głowę.
Głowa poruszyła się, a do uszu uciekających dobiegł szmer jakiś, podobny jakby do drapania o ścianę wielotysięcznych, małych pazurków, lecz dziwnie nieznośny i przykry.
Płomienna głowa szła teraz ku nim... zbliżając się powoli.
Teraz już mogli ją dojrzeć dokładnie.
Oczy zupełnie okrągłe, o nieruchomem szklannem spojrzeniu wpatrzone w nich były uporczywie. Nos szeroki, lekko zapadnięty oraz wielkie usta, z obwisłą półkoliście dolną wargą, nadawały tej twarzy podobieństwo do skąpanego we krwi księżyca.