Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/261

Ta strona została przepisana.

„Wiesz doskonale, że znajdują się tam tylko dwa klucze... Cóż chcesz z nimi robić?“ — zapytał. „Chciałam, — odparła, — obejrzeć tamten pokój, który zawsze przede mną zamykałeś... To już taka ciekawość kobieca! — dodała tonem niby wesołym, którego fałszywe brzmienie zwiększało jeszcze nieufność Eryka.
„Nie znoszę kobiet ciekawych! — wykrzyknął Eryk. — No! oddaj mi woreczek! oddaj!.. zostaw ten klucz!...“
Roześmiał się drwiąco, podczas gdy Krystyna jęknęła z bólu: woreczek został jej odebrany.
Było to już za wiele na rozprężone nerwy wicehrabiego.
Krzyk wściekłości wydarł się z jego piersi.
„A to co? czy słyszałaś Krystyno?.. Zdaje mi się, że ktoś jęknął.“
„Nic nie słyszałam — wyszeptała Krystyna. — Nic, nic zupełnie... mylisz, się Eryku... na pewno się mylisz...“
„Ale co to znaczy? — badał potwór dalej. — Jakim głosem ty mi to mówisz i dlaczego drżysz tak i bledniesz? Ach! tam, ktoś jest!... Tam w pokoju tortur ktoś jest!... Teraz wszystko rozumiem!... Teraz wszystko rozumiem!...“
„Tam niema nikogo!...“
„Przekonamy się zaraz, aniołku. Moja Krystyno, mój ty skarbie jedyny, chcesz się przekonać sama? Nie potrzeba drzwi otwierać — wystarczy tylko tutaj zagasić światło, a jeżeli tam ktoś jest, natychmiast zabłyśnie światło tam przy suficie, w okienku.