chnię i piwnicę, Należało się przeto spodziewać, że będzie czeni ugasić pragnienie.
„Beczki! Beczki! — wołał uradowany wicehrabia. Obejrzeliśmy je dokładnie, lecz wszystkie były hermetycznie zamknięte.
Usiłowałem więc zbadać za pomocą małego, ostrego nożyka ich zawartość, gdy nagle usłyszeliśmy monotonne i rytmiczne wołanie, tak często spotykane na ulicach Paryża:
„Beczki! beczki, czy macie beczki do sprzedania?”
Cofnąłem rękę, wsłuchując się chciwie.
Śpiewne nawoływanie rozległo się jeszcze, lecz cokolwiek dalej.
„Co to jest? — szepnął wicehrabia, — głos wychodzi z beczek...”
Głos ucichł i nie dał się więcej słyszeć.
Powróciłem do przerwanej pracy i wywierciłem dziurkę w pierwszej, najbliższej beczce; przysunąłem latarkę i cofnąłem się zdumiony, odrzucając z całych sił latarkę od siebie...
Przez maleńki otwór w beczce sączył się proch.
Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/274
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/52/PL_Leroux_-_Upi%C3%B3r_opery.djvu/page274-1024px-PL_Leroux_-_Upi%C3%B3r_opery.djvu.jpg)