łóżku, a nad nimi obydwoma czuwał demon i anioł.
Chwilę leżał bez ruchu, nie wierząc w rzeczywistość, sądząc, że to dalszy ciąg okropnego, dręczącego snu. Pokój w którym się znajdował, urządzony był ze smakiem. Z każdego kąta wiał jakiś kojący spokój.
I skądże w tem otoczeniu, pełnem harmonji i smaku, wziął się ten ohydny cień człowieka w czarnej masce, pochylający się teraz nad nim.
„Jakże się czujesz, stary? — mówił niskim, głębokim głosem, — przyglądasz się mojemu umeblowaniu. To wszystko, co mi pozostało po mojej nieszczęsnej matce...“
Krystyna milcząc, przesuwała się jak siostra miłosierdzia pomiędzy nimi, krzepiąc ich to orzeźwiającemi kroplami, to filiżanką gorącej herbaty.
Raul de Chagny spał głęboko.
„Przyszedł do siebie prędzej od ciebie, stary, — rzekł Eryk, wskazując na wicehrabiego. — A teraz zasnął. Nie budźmy go.“
Eryk oddalił się na chwilę. Pers skorzystał z tego, uniósł się na łokciu i zawołał na Krystynę. Podeszła, w milczeniu położyła mu rękę na czole, poczem oddaliła się w głąb pokoju, nie rzuciwszy nawet okiem na śpiącego Raula. Zastanowiło to Persa.
Eryk powrócił z dwoma flaszeczkami w ręku, które postawił na kominku.
„Jesteście uratowani, — rzekł siadając przy
Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/283
Ta strona została przepisana.