Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/56

Ta strona została przepisana.

„Nie pytam się o to pani. Proszę mi powiedzieć, co to się stało wczoraj wieczorem?
Pani Giry poczerwieniała z oburzenia. Jeszcze nikt w ten sposob do niej się nie odezwał. Wstała majestatycznie, poruszywszy piórami wielkiego buraczkowego kapelusza i zbierała się do odejścia, lecz po chwili zastanowienia powróciła od progu i rzekła przerywanym głosem:
— Stało się, że znowu niepokojono Upiora.
P. Richard miał minę człowieka, który lada chwila wpadnie w szał wściekłości. P. Moncharmin więc uznał za stosowne wmieszać się w tę sprawę. Zaczął z dobrodusznym uśmiechem indagować zacną matronę. Pani Giry utrzymywała, że oprócz gości, zachowujących się tak niespokojnie, był jeszcze ktoś inny w loży, ktoś niewidzialny, lecz którego głos dawał się słyszeć i fakt ten uznawała za zupełnie naturalny. Głos ten słyszała już wielokrotnie, a można jej było wierzyć, gdyż niekła — mała nigdy. A zresztą panowie dyrektorzy mogli zasięgnąć informacji o niej u p. p. Debienne i Poligny i u pana Izydora Saacka, któremu Upiór złamał nogę.
„Co mi tu pani opowiada, — przerwał elokwencję obrażonej matrony p. Moncharmin. — Upiór złamał nogę temu biednemu Izydorowi Saack?“
Pani Giry otworzyła szeroko oczy. Tyle nieświadomości zdumiewało ją. Należało przecież tych ludzi oświecić.